Dziś zawiozłam koncentrator tlenu do punktu stabilizacyjnego. Odebrał go ode mnie chirurg rodem ze Lwowa i kolejny raz przekonałam się, że świat jest mały.
– Jesteś z Przemyśla? Ja też mieszkałem w Przemyślu, na ulicy Piłsudskiego.
– O, to koło mnie. – śmieję się – A ja mieszkałam 5 lat we Lwowie na Politechnicznej.
– To koło mnie – teraz on się śmieje.
Innymi słowy ustaliliśmy, że przez wiele lat byliśmy sąsiadami, ale spotkaliśmy się na froncie w punkcie, do którego przywożą rannych zanim trafią do szpitala. Takie stabilizacyjne punkty na froncie to klucz. To miejsca ratowania życia. Często prowizoryczne, wyposażane dzięki pomocy wolontariuszy.
Tak więc ogromnie ucieszyli się z koncentratora tlenu, bo butle tlenowe na froncie są po prostu niebezpieczne. Jeden odłamek i wszystko płonie. To czego nie mają to elektrokoagulator, który bardzo wspomógłby ich pracę. Zawsze też potrzebne są płyny infuzyjne i zamienniki krwi. Zatem, jeżeli ktoś z Was chciałby wesprzeć dokładnie tych chirurgów i anestezjologów, to obiecuję, że dostarczę do rąk. Ogromnie z góry dziękuję w ich imieniu. Dodam, niesamowicie fajne i skromne chłopaki.